wtorek, 15 grudnia 2015

I żyli długo i szczęśliwie. Aż nie wrócił z pracy...

15 lat szczęśliwego, udanego małżeństwa...Jedno dziecko na stanie, drugie w drodze. Z dziubków sobie jedli, wszędzie razem byli, za rączki chodzili, smsami się zasypywali gdy pracowali... Że kochają, że tęsknią...Aż pewnego dnia powrót z pracy okazał się zakończeniem wszystkiego - "TO KONIEC" - powiedział i wyszedł zapalić papierosa, choć dawno temu rzucił. I tak jak tytoń poszedł z dymem tak ich związek pozostawił po sobie zgliszcza, wiele przykrych słów i ból w sercu i żadnej konkretnej odpowiedzi na pytanie DLACZEGO? W ciągu tygodnia zmieniło się wszystko, wyprowadzka, prawnicy, brak normalnych rozmów... Dwoje ludzi, którzy świata poza sobą nie widziało zmieniło się w dwoje ludzi obcych, a w tym wszystkim dziecko, które stało się kartą przetargową. Gdzieś w tle nowa/nienowa kobieta, pozew rozwodowy z orzeczeniem o winie, nowe osobne konta bankowe, a wspólne dotychczasowe marzenia są realizowane w zaskakującym tempie, ale przez każdego z nich osobno.....Znając tą parę na pozór doskonałą też zastanawiam się dlaczego? Czy za mało w tym wszystkim każdy miał swojej przestrzeni, czy za dużo było w tym jej gadania, czy za późno on wracał do domu, czy dziecko które miało być kołem ratunkowym stało się balastem, czy można było to jeszcze uratować? Chociaż tak się zastanawiam co ratować, skoro obydwoje twierdzili uparcie, że są najszczęśliwsi na świecie, a co gorsza - naprawdę tak wyglądali......




Ch.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz